toja

Kim jestem...
nie wiem.

Pomimo przeżytych już 42 lat, bez kokieterii mogę szczerze odpowiedzieć że NIE WIEM. Nie wiem czy to co o sobie myślę, a to kim tak naprawdę jestem, to dwie i te same osoby. Chyba jeszcze potrzebuje czasu…

Przypominam sobie takią sytuację, miałem wtedy z 8 lat i na pewno było to w wakacje. Owładnął mną ni stąd ni zowąd plan żeby oczywiście bez wiedzy nikogo, cichcem wsiąść na rower i pojechać nad jezioro. Lato było upalne i w związku z tym co kilka dni jeździliśmy z ojcem nad to jezioro by zażyć popołudniowej kąpieli. Zapamiętałem, jak mi się wydawało dobrze trasę, i już klamka zapadła…odczekałem kiedy rodzice wyszli z domu i RUSZYŁEM. Po drodze wszystko mi się myliło, bardzo dłużyło w porównaniu do tego jak jechałem samochodem, dodatkowo napadła mnie letnia burza z ulewą. Pamiętam że po drodze pytałem ludzi o drogę, pamiętam strach i niepewność i pamiętam tą ogromną chęć dojechania nad to jezioro. 

Dojechałem, wykapałem się i wróciłem do domu. Pamiętam że bardzo było mi ciężko i że cholernie się bałem, że nie dojadę przed wieczorem, że się pogubię i że wszystko wyjdzie na jaw. Nie miałem zegarka, nie wiem czy już wtedy się na nim znałem, nie miałem poczucia czasu ani ile przejechałem kilometrów. Okazało się że do domu wróciłem przed obiadem, nikomu nie puściłem pary z ust… byłem zadowolony, chyba dumny. Po latach kiedy przypomniałem to sobie, zrozumiałem że taki byłem od dziecka, że mam tą nieodpartą chęć sprostaniu wyzwania które sobie sam stawiam. Przejechałem wtedy 35km na rowerze Pelikan, i nie wiele się do dzisiaj zmieniło, z wyjątkiem dystansu, no i nie mam już Pelikana 😉

Bieganie
przyszło bardzo szybko.

W szkole podstawowej rywalizowałem gdzie się da. Swoje pierwsze zawody wygrałem w 1988 roku i jako rekordzista szkoły na 1000 metrów, wraz z moim nauczycielem WFu, jeździliśmy z zawodów na zawody. On zadowolony bo dostawał delegację a ja bo nie musiałem tracić czasu w szkolnej ławce.

Bieganie kształtowało moje ciało i ducha, a godziny spędzone na pokonywaniu kolejnych kilometrów uaktywniły u mnie refleksyjność i chęć poznawania świata

A wiec dzięki bieganiu poszedłem na studia, nie gdzie indziej jak na filozofię, którą studiować miałem na Uniwersytecie Gdańskim.

W tym czasie zakończyłem karierę zawodniczą, a wakacje po maturze i egzaminach postanowiłem spędzić w Tatrach, po których biegałem sobie bez konkretnego celu, od tak dla przyjemności. Kiedy byłem na Orlej Perci, w rejonie Zamarłej Turni zobaczyłem na pionowej ścianie wspinających się taterników, i znów dzięki bieganiu natrafiłem na coś co miało stać się moja pasją na wiele kolejnych lat. Już rok później wspinałem się na wygrzanym jesiennym słońcu tatrzańskim granicie, a na południowej ścianie Zamarłej Turni przeszedłem wraz partnerem dwie drogi.

W 2004 roku, wróciłem zupełnie przypadkiem do startów w zawodach biegowych. Pierwsze moje ultra!!! Harpagan, bieg na 100 km na orientację, to było przezycie….  Doznałem OLŚNIENIA, no i wygrana (egzekwo z Andrzejem Chorabem)

I tak przez lata, bieganie wciąż jest sporą częścią mego życia i źródłem radości, inspiracji, siły i wielu, wielu innych pozytywnych doznań

Po latach biegania, będąc wciąż aktywnym, uczę tej pięknej aktywności jako trener. Dzięki temu spoglądam na bieganie znów świerzym okiem i odkrywam wciąż nowe aspekty tej pozornie prostej formy ruchu.

Przez lata także wypracowałem sobie własny dyscyplinę i obecnie organizuję sobie wyprawy w których łącze samotne pokonywania szlaków długodystansowych, pasm górskich, dużych wysp i odludnych z bieganiem. Celem moim jest pokonanie czegoś trudnego, w stylu SOLO i z ustanowieniem rekordu przejścia. W roku 2018 pokonałem w rekordowym czasie 7 dni Cape Wrath Trail, tajemniczy szkocki szlak, który uznawany jest za jeden z najtrudniejszych średniodystansowych szlaków na świeci i najtrudniejszy szlak Wysp Brytyjskich.

szapar-bieg2
szapar-idzie